4 kro­ki przed decy­zją czy­li ja z kon­flik­tem albo ja bez konfliktu.

Krok pierw­szy, czy­li mam czy­ste inten­cje albo decy­zja nale­ży do mnie.
Gdy już wie­my, że zbli­ża się poten­cjal­ny kon­flikt inte­re­sów nie powin­ni­śmy czekać.
Wcze­sne pod­ję­cie dzia­łań uła­twi nam póź­niej­sze decy­zję a dodat­ko­wo wzmoc­ni naszą pozy­cję wobec zbli­ża­ją­ce­go się problemu.
Nie musi­my jesz­cze niko­go pro­sić o pomoc, a wstęp­na ana­li­za sytu­acji pozwo­li nam unik­nąć zaska­ku­ją­cych wątpliwości,
mogą­cych poja­wić się w naj­mniej odpo­wied­nich momen­tach, ze stro­ny naszych przy­ja­ciół lub przeciwników.
Pyta­nie: „czy ta spra­wa doty­czy mnie pry­wat­nie?” jest tu jak naj­bar­dziej na miej­scu, i wła­śnie w tym mer­kan­tyl­nym sensie:
„co ja z tego będę miał?” albo „co stra­cę jak powiem TAK
Bez takich pytań trud­no będzie pod­jąć dobrą decy­zję, a to wciąż wstęp­ny etap, kon­flikt jest wciąż tyl­ko potencjalny
i nadal sami może­my decy­do­wać co zro­bić. Potem moż­li­wo­ści wybo­ru mogą być ograniczone.

Krok dru­gi, czy­li mam świa­do­mość albo roz­mo­wa to podstawa.
„Pry­wat­nie, chy­ba, wolał­bym inne roz­wią­za­nie” – czy­li jakiś pro­blem może być.
…może być albo może nie być, bo do pod­ję­cia decy­zji jest jesz­cze jakiś czas ale już wie­my, że temat jed­nak nie jest nam obojętny.
To oczy­wi­ście nie zna­czy, że chce­my kogoś skrzyw­dzić albo wyko­rzy­stać naszą funk­cję. Po pro­stu mamy dyle­mat. Poja­wi­ły się wątpliwości.
Trze­ba to wyja­śnić i na szczę­ście nie musi­my tego robić sami. Poszu­kaj­my part­ne­ra, z któ­rym podzie­li­my się naszy­mi przemyśleniami.
Taka roz­mo­wa potwier­dzi nasze dobre inten­cję, co wię­cej, spoj­rze­nie z zewnątrz rzu­ci nowe świa­tło na spra­wę i pomo­że nam dostrzec
nowe jej ele­men­ty, może nawet pozwo­li roz­wiać nasze wątpliwości.
Roz­mo­wa jest waż­na – nie trze­ba czuć oba­wy, że odkry­je­my się i ktoś dowie się o naszych pro­ble­mach, a potem pomy­śli, że nie jeste­śmy w sta­nie pod­jąć decy­zji. Prze­cież wąt­pli­wo­ści podob­ne do naszych mogły poja­wić się nie tyl­ko u nas, a ich ukry­wa­nie może być ode­bra­ne nie jako wyraz sła­bo­ści emo­cjo­nal­nej ale jako świa­do­me ukry­cie kon­flik­tu interesów.

Krok trze­ci, czy­li roz­mo­wa to za mało albo kto podej­mu­je decyzje.
Nie­ste­ty potwier­dzi­ły się nasze przy­pusz­cze­nia i jeśli nic nie zro­bi­my sta­nie­my przed real­nym kon­flik­tem interesów.
Inni widzą to tak samo jak my. Niby to kolej­na spra­wa do zała­twie­nia ale coś nas gryzie.
Co zro­bić teraz?
Nie na dar­mo nasze wcze­śniej­sze sta­ra­nia, jeste­śmy dobrze przy­go­to­wa­ni do pra­cy i działamy:
Jeśli nie ma komi­sji ds. ety­ki do któ­rej mogli­by­śmy pójść z naszą spra­wą a dorad­ca etycz­ny w naszej fir­mie nie ist­nie­je, powin­ni­śmy pójść do sze­fa, zanim zro­bi­my cokol­wiek w kon­tro­wer­syj­nej spra­wie. Nasz prze­ło­żo­ny naj­le­piej wie co robić dalej.

Krok czwar­ty, czy­li to ja tu rzą­dzę albo nie mam wyboru.
To nie jest pro­sta spra­wa, nikt mi w niej nie pomo­że (albo szef to wła­śnie ja).
Kla­sycz­ny przy­pa­dek to węzeł gor­dyj­ski, tam roz­wią­za­nie było pro­ste, i tutaj też takie może być.
Pomo­cy moż­na poszu­kać w (dowol­nym) kodek­sie etycz­nym, powi­nien być w nim punkt mówią­cy co nale­ży zro­bić, gdy pozo­sta­je­my w kon­flik­cie inte­re­sów. Brzmi on mniej wię­cej tak:
„w sytu­acji powsta­nia kon­flik­tu inte­re­sów musi on zostać roz­strzy­gnię­ty na korzyść inte­re­su publicznego”.